Nad żywnościowym superurzędem praca wreJedna inspekcja obiecywana branży od lat znów jest na tapecie. Nie zaczęło się najlepiej - są pierwsi pominięci. Wśród nich - główni zainteresowani – podaje Puls Biznesu.O scalonym nadzorze
dla żywności mówi się od lat. Obecna władza do idei wróciła prawie od
razu. Znana jest już data złożenia projektu ustawy - to czerwiec 2016 r., a
czas startu nowego nadzoru - to 2017 r. Znane są ogólne założenia
projektu i na razie nie różnią się od pomysłów wcześniejszych, bo chodzi o
połączenie Inspekcji Weterynaryjnej, Państwowej Inspekcji Ochrony Roślin i
Nasiennictwa, Inspekcji Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych,
Państwowej Inspekcji Sanitarnej (w części kompetencji) oraz Inspekcji
Handlowej. Powstał zespół (powołany przez ministera rolnictwa) i praca wre.
Biuro prasowe resortu nie chce ujawnić żadnych szczegółów. Są już jednak
pierwsi niezadowoleni.
- Nie zostaliśmy zaproszeni do
rozmów, a jesteśmy przeciwko tym zmianom. Nie należy niszczyć systemu, który
dobrze działa. Proponowane w różnych wariantach reformy systemu nadzoru nad
bezpieczeństwem żywności dają jedynie obietnicę „większej
przejrzystości" systemu w nieokreślonej przyszłości, bez prawnych i
organizacyjnych gwarancji osiągnięcia tej przejrzystości i istotnej poprawy
jego funkcjonowania - mówi Marek Posobkiewicz, główny inspektor sanitarny.
- Zastanawia nas, dlaczego w
zespole, który dotyczy najważniejszego obszaru, zabrakło przedstawicieli
producentów żywności: rolników i przetwórców. Sprawne funkcjonowanie
kontroli żywności jest podstawą wiarygodności polskiej żywności,
a wszelkie pomysły dotyczące zmian jej działania powinny być na
najwcześniejszym etapie konsultowane z branżą - dodaje Andrzej Gantner,
dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności (PFPŹ).
Czego sobie życzą spożywcy? -
Bardzo zależy nam na powrocie do pionizacji inspekcji tzn. rezygnacji z
rozwiązania w którym wojewoda powołuje inspektora wojewódzkiego, a ten
powiatowego, bo to rodzi ryzyko różnych wpływów politycznych - twierdzi Witold
Choiński, prezes Związku Polskie Mięso. Wtóruje mu Andrzej Gantner. Zwraca
uwagę również na to, że budżet powinien być centralny, a nie samorządowy. -
Obecnie, gdy np. w dwóch województwach pojawia się jakiś problem, nie można
szybko wysłać wsparcia z innych województw właśnie z powodu regionalizacji
budżetu - tłumaczy dyrektor generalny PFPŻ.
Kolejna sprawa to finansowanie
służb kontrolnych. - Polska jest szóstym producentem żywności w UE,
eksport rokrocznie bije rekordy, a wizerunek polskiej żywności zależy
m.in. od sprawnego działania służb, które są niedofinansowane -jest za mało
pracowników, a wynagrodzenie skandalicznie niskie w stosunku do
odpowiedzialności. To w interesie branży jest zwiększanie zatrudnienia i
poprawa warunków pracy osób, które za nią odpowiadają - dodaje Andrzej Gantner.
Jego zdaniem, to działania, które należałoby wykonać w pierwszym etapie, a
dopiero w drugim można myśleć o połączeniu inspekcji i stworzeniu jednego
superurzędu. Podkreśla jednak, że nie powinien on być zależny od jakiegokolwiek
resortu, ale być „żywnościową NIK". - Dokonanie tego w ciągu niecałego
roku jest bardzo ryzykowne. To ogrom pracy i konieczność zmiany 21 ustaw i
setek rozporządzeń, a wszystko musi być całkowicie zgodne z wymogami unijnymi.
Nie stać nas na jakiekolwiek błędy, bo podważenie wiarygodności urzędowej
kontroli w Polsce może doprowadzić do embarga na eksport
polskiej żywności, co oznaczałoby niewyobrażalne straty dla polskiego
rolnictwa i przetwórstwa - twierdzi dyrektor generalny PFPŻ. - Rok to
rzeczywiście niewiele czasu, ale też nad powstaniem jednej inspekcji głowimy
się od wielu lat. Dziś przedsiębiorcy skarżą się, że jedna kontrola do nich
wchodzi, a druga wychodzi, a ich kompetencje częściowo się nakładają. Kontrole
powinny być skoordynowane i ukierunkowane - dodaje Witold Choiński.
Więcej w: Puls Biznesu
30/03/2016
pełna lista aktualności
|