Legislacja
Food-Lex
 
Dodatki do żywności
i aromaty
 
Zanieczyszczenia
 
RWS - Referencyjne Wartości Spożycia
 
Trzymaj Formę !

   

 pl   en             
 
Jesteś tutaj: strona główna > AKTUALNOŚCI

AKTUALNOŚCI
Wolą wyrzucić, niż oddać biednym
Tylko dwie duże sieci handlowe przekazują produkty żywnościowe do Banku Żywności. Większość sklepów nie jest zainteresowana działalnością charytatywną.

Wolą wyrzucić, niż oddać. - Im mniej mam styczności z instytucjami kontrolnymi, tym lepiej. Wolę spokój, niż tytuł społecznika – podkreśla Tomasz, właściciel sklepu spożywczego na jednym z wrocławskich osiedli.


Choć już rok temu zwolniono sklepy z podatku VAT od żywności przekazywanej organizacjom charytatywnym, niewiele z nich garnie się do pomocy. Z Federacją Banków Żywności współpracują dwie sieci – Tesco oraz Makro. Jak zapewnia prezes Marek Borowski prowadzone są rozmowy z kolejnymi, m.in. Biedronką, Carrefourem i Auchan. Szacuje, że dzięki podjęciu współpracy uda się zebrać do końca roku tysiąc ton produktów.


Natomiast Andrzej Faliński, dyrektor Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji, która zrzesza największe sieci, ostrożną postawę upatruje w tym, że procedura dystrybucji produktów podlega bardzo dokładnej kontroli sanitarnej i jakościowej. I to właśnie na sklepie, który przekazuje żywność, ciąży odpowiedzialność za przekazany towar, choć traci nad nim kontrolę. A w przypadku potknięcia musi się liczyć z karą.


Nie tylko duże markety są ostrożne z przekazywaniem żywności. Małe sklepiki także, a jeśli już to robią, to bardzo często nieoficjalnie. Do ujawnienia swojej działalności charytatywnej nie przekonują ich zwolnienia z podatku.

Strach silniejszy od dobroczynności.


- Sklepy wciąż się boją. Wszyscy jeszcze pamiętamy przykład słynnego piekarza z Legnicy. I choć nie był bez winy, to jednak niepewność i obawa zostają – mówi Tomasz. Podobnego zdania jest wielu innych handlowców. - Towar, który mam wyrzucić, oddaję wielodzietnej rodzinie w moim bloku. Bez papierków, bez formalności, bez urzędów i instytucji na głowie. Ja mam spokój, sąsiedzi jedzenie i wszyscy są zadowoleni. Po co burzyć ten stan? – dopytuje Zdzisław, właściciel dużego sklepu wielobranżowego.


Elwira Nowaczyk, która na co dzień zajmuje się marketingiem uważa, że wiele mniejszych sklepów walczy na rynku o przetrwanie. By zachęcić klienta jedni obniżają cenę za produkty, które za chwilę stracą datę ważności, inni nie chcą tego robić i liczą, że produkt w ostatniej chwili znajdzie nabywcę. Nie jest to dobre rozwiązanie, bo  w ten sposób tracą swoją wiarygodność. O przekazywaniu żywności  biednym w tej sytuacji nie ma nawet mowy – podkreśla.


Z kolei Roman Piecuch, właściciel hurtowni owoców i warzyw przyznaje, że może by i pomógł, ale nie wierzy, że to co przekaże trafi do biednych. - Gdzie nie spojrzę, tam fundacje, jakieś stowarzyszenia, koła, związki. Komu i co mam dać? A jeśli dam, czy trafi tam gdzie trzeba? - docieka. - Tyle teraz trąbi się o przekrętach, oszustwach, o malwersacjach. Chcę być od tego z daleka - podkreśla.


Nie tylko pan Roman ma takie obawy. Według danych CBOS, w Polsce mamy ponad 75 tys. stowarzyszeń i 9 tysięcy fundacji. Co roku przybywa 4,5 tys. kolejnych. Okazuje się, że aż 48 proc. Polaków podejrzewa je o nadużycia i prywatę. Efekt? Jedynie 7 proc. Polaków pomaga innym (datkami, rzeczami i czasem), tych którzy nie pomagają w ogóle jest aż 42 proc. Z roku na rok tych drugich przybywa, pierwszych zaś ubywa.


Z brakiem empatii ze strony sieci czy sklepów zmagają się organizacje, które na co dzień pomagają potrzebującym i ich dożywiają. Choć zarówno one, jak też Bank Żywności zachęcają i namawiają do pomocy, to chętnych jest niezbyt wielu. A przecież po wprowadzeniu ustawy zwalniającej z VAT, darczyńców miało być dużo więcej. Swoją pomoc zapowiadali sklepikarze, handlowcy, hurtownicy, restauratorzy, importerzy czy rolnicy.


Bierności właścicieli sklepów i sieci nie rozumie Kazimierz Król, właściciel piekarni. - Od lat przekazuję pieczywo miejscowemu Caritasowi, który prowadzi stołówkę dla potrzebujących. Nie wiem, czego miałbym się bać, przecież nic złego nie robię – mówi. - Moim zdaniem to nie przepisy czy obawa przez instytucjami blokują działalność charytatywną sklepów, ale sami właściciele. Oni chcą mieć po prostu święty spokój - podkreśla. Zaznacza, że sam zna piekarzy, handlowców, hurtowników, którzy wolą oszukać i sprzedać niezbyt świeże, niż oddać.


Psycholożka Anna Winiarska z Poznania przyznaje, że w dzisiejszych czasach króluje materializm i egocentryzm. - Wciąż słyszymy, o tym, że najważniejsze powinny być dla nas – kariera, rodzina i finanse, że powinniśmy iść do przodu, nie poddawać, się, walczyć, zmagać się, gromadzić, inwestować i wygrywać – mówi poznańska psycholog. - Poza tym wciąż pokutuje w nas przekonanie, że od pomocy nie jesteśmy my, tylko instytucje państwowe. Swoją bierność tłumaczymy tym, że skoro ja potrafiłem coś wypracować, zdobyć i rozwinąć, to ktoś inny też mógł, bo też ma dwie ręce i głowę na karku - dodaje. Podkreśla, że takie myślenie wpajane od lat trudno jest nagle zastąpić współczuciem i chęcią pomocy.


Ile żywności marnujemy?


W Polsce co roku wyrzucanych jest ok. 9 mln ton żywności. Tak mówią dane Eurostatu opublikowane w 2010 r. w raporcie Komisji Europejskiej. To jedna trzecia żywności produkowanej w kraju. Wynik ten plasuje Polskę na 5. miejscu państw w UE marnujących jedzenie, tuż za Wielką Brytanią, Niemcami, Francją i Holandią. Jedyną różnicą jest to, że w krajach zachodnich najwięcej żywności marnują konsumenci, w Polsce natomiast branża spożywcza.


- Nie oszukujmy się, takie marnotrawstwo to także wynik kiepskiej jakości produktów i złego ich przechowywania – mówi Adam Gardowski, specjalista sp. jakości żywności. - Często wędliny po dwóch dniach są śmierdzące i śliskie, produkty mleczarskie z pleśnią, kwaśne, niezdatne do jedzenia, owoce i warzywa zgniłe i śmierdzące – uważa.


Według raportu Federacji Banków Żywności najczęściej wyrzucamy wędliny, pieczywo, warzywa, owoce i jogurty. Głównymi przyczynami marnowania żywności są: termin przydatności do spożycia, niewłaściwe przechowywanie, zakup słabego jakościowo produktu, przygotowywanie w domach zbyt dużych porcji posiłku czy zbyt duże zakupy.


Tymczasem według danych GUS z 2013 r. wartość wskaźnika zagrożenia ubóstwem lub wykluczeniem społecznym w 2011 r. w Polsce wyniosła 27 proc., w całej UE ok. 24 proc. Granica ubóstwa wyniosła 519 zł dla gospodarstwa 1-osobowego i 1401 zł w gospodarstwach wieloosobowych.


Grupy, które znajdują się w jego zasięgu to rodziny utrzymujące się ze świadczeń pomocy społecznej, z niskim poziomem wykształcenia, renciści, emeryci, niepełnosprawni oraz rodziny niepełne lub wielodzietne z czwórką i większą liczbą dzieci.


- Nasz kraj nie jest bogaty, a jednocześnie znajduje się w czołówce krajów, które marnują żywność. Poziom ubóstwa od wielu lat znajduje się na tym samym poziomie, co oznacza, że w Polsce brak jest długoterminowych rozwiązań dla polityki społecznej. Rząd nie proponuje rozwiązań czy metod zachęcania do podejmowania działań, on po prostu daje i w ten sposób uczy bierności. Mało tego, wpaja postawę roszczeniową, co oczywiście ma swoje odbicie w gigantycznych pieniądzach, blisko bowiem 15 mld zł przekazywanych jest co roku na pomoc społeczną. A przecież nie chodzi o to, by utrzymywać ten stan, tylko go zmniejszać – reasumuje socjolożka dr Janina Barańska.


Źródło: biznes.onet


Dodaj do:   Dodaj kanał RSSRSS   Dodaj do facebook.comFacebook

pełna lista aktualności

Członkowie PFPŻ ZP

Dołącz do nas!
Serwis PFPŻ wykorzystuje pliki cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na ich zapis lub wykorzystanie.
Więcej informacji można znaleźć w Polityce prywatności.
Akceptuję politykę prywatności i wykorzystywania plików cookies w serwisie
zamknij